44. Kawowa manna i próba pierniczków ♡

Potrzebowałam solidnej dawki energii, gdyż słabo spałam w nocy. Moja najlepsza przyjaciółka pisze dziś ważne egzaminy i cały czas o tym myślę. Mam nadzieję, że wszystko dobrze pójdzie. Proszę, trzymajcie za nią kciuki razem ze mną!

Brak snu zaowocował dzisiejszym śniadaniem. Wstałam z jednym pragnieniem- kawy! Ale jedna kawa nie rozbudziłaby mnie, a dwóch nie wypiję na raz... Nie mam ochoty odwiedzać potem łazienki podczas każdej przerwy :p Dlatego drugą porcję kofeiny zaaplikowałam sobie w postaci manny. O dziwo nie miała charakterystycznego, kwaśnego posmaku kawy. Była bardziej jak leciutkie i delikatne cappucino... Pomijam fakt, że gotując ją spaliłam garnek. Na szczęście kaszy nic się nie stało i bezpiecznie znalazła się w mojej świątecznej miseczce, w której jem teraz niemalże każdy posiłek : ) Poza tym, dorzuciłam sobie pierniczka. Dawno ich nie jadłam, ale trzeba przecież zorientować się, jak sobie dojrzewają. Szczerze mówiąc dość sceptycznie podchodziłam do kruchych ciasteczek, jakie parę tygodni temu wypluł mój piekarnik. Jednak pozostawione w słoikach pierniczki nie tylko delikatnie zmiękły, ale ich zapach stał się mocniejszy i ładniejszy- jestem zachwycona! I już nie mogę się doczekać, kiedy je ozdobię i zawisną na mojej choince : )

manna gotowana na kawie z odrobiną mleka, podana z kawałkiem banana, domowym pierniczkiem, crunchy, domowym masłem orzechowym i syropem klonowym, latte z syropem irish cream

Dziś kolejny ciężki dzień, który zaowocuje jednym wielkim niczym. Dlaczego? Bo o 16:30 muszę zaliczyć roraty. W sumie cały układ dnia jest teraz do niczego, wrócę do domu o 14, ledwo zdążę ugotować obiad i wziąć się za chociaż odrobinę lekcji, a znów będę musiała jechać w okolice szkoły, do kościoła. Dlaczego nie mogą zrobić rorat w weekendy? : (

ask me!

wiktoriasdailylife