Friday, January 03, 2014

68. Na wynos, bo na czczo.

Dziś mój poranek przebiegł zupełnie inaczej, niż lubię. Najpierw nie mogłam się zwlec z łóżka ( co dziwne, bo na ogół wstaję bardzo wcześnie), potem musiałam szybko umyć się, uszykować, spakować coś do zjedzenia i jechać do lekarza. Badania krwi robione są na czczo, więc śniadanie jadłam dopiero po nich. Jakkolwiek brak jedzenia nie wpłynął na mnie w znaczący sposób, tak wyjście z domu bez wypicia kawy lub chociaż herbaty skutecznie popsuł mi humor. Jak dobrze, że mamy coś takiego jak kubki termiczne! Dzięki temu już minutkę po pobraniu krwi sączyłam gorącą kawę :) I wsuwałam z prędkością światła wiejski i grzankę z twarogiem i miodem ♡

 tost graham z chudym twarogiem i miodem, wiejski i kawa z mlekiem

Nie przepadam za tego typu badaniami, głównie z powodu, że odpycha mnie widok krwi. Zawsze jednak patrzę na igłę i nadzoruję pielęgniarkę. Zawsze mam wrażenie, że ta przemiła kobieta zrobi mi krzywdę ( co jest zupełnie bezpodstawne, bo w całym moim życiu nie spotkałam wrednej pielęgniarki! no, chyba że szkolną :p ). Dziś pobieranie zaowocowało pękniętą żyłą, co-według słów pielęgniarki- skończy się siniakiem. Nie robi mi to większej różnicy, jednak problemem jest dla mnie obolała ręka. Poza tym, zawsze po badaniach czuję się ospała i po prostu nie do życia. Jak dobrze, że zrobiłam wczoraj podwójny trening- dziś chyba niestety nie dam rady nic zrobić :(

Wyniki będą do odebrania we wtorek. Coś czuję, że przez te dni będę gryzła ściany z nerwów- no ale nic, trzeba uzbroić się w cierpliwość i wyciągnąć z siebie zapasy optymizmu. Będzie dobrze. Musi, prawda? Smile! :)

21 comments:

  1. Mam nadzieję, że wszystko będzie w porządku. Przed badaniami można pić herbatę, ale niesłodzoną ;) Mi pani zawsze każe duuużo pić (ile tylko zmieszczę), bo trudno mi pobrać krew.
    Pyszne śniadanko ;)

    ReplyDelete
  2. Ja panicznie boję się pobierania krwi. Masz rację, kubki termiczne to cudowne wynalazki :) Życzę dobrych wyników :)

    ReplyDelete
  3. Peanut butter and jelly to typowo amerykańskie połączenie, najczęsciej zjadane na tostach :D

    ReplyDelete
  4. Ja na szczepieniach i pobraniach ZAWSZE mdleję :P

    ReplyDelete
  5. Chcę Ci coś powiedzieć.
    Obserwuję Twojego bloga od bardzo dawna. Jestem w Twoim wieku i też kiedyś zaczynałam kombinować z jedzeniem; moja waga była niska, a ja nieszczęśliwa i, mimo wielu osób wokół mnie, samotna. Na szczęście w porę się opamiętałam, skutki jednak odczuwam do dziś. Teraz jem normalnie, nie ograniczam się, wagę mam w normie i czuję się świetnie. A przede wszystkim żyję.
    Kiedy czytam Twoje wpisy to po prostu robi mi się smutno i chce mi się płakać. Siedzisz w tym bagnie i sama sobie przeczysz mówiąc, że chcesz z tym skończyć. Wiem z autopsji, że jest to bardzo trudne, ale MOŻLIWE. Trzeba tylko walczyć. I NIE, walką nie są podwójne ćwiczenia, sałatka bez sosu czy owsianka z 2,5 łyżek płatków. Pewnie zdajesz sobie z tego sprawę, ale to Cię niszczy, a straty mogą być nieodwracalne. Musisz zrozumieć, że taka niedowaga sieje pustoszenie w Twoim organizmie, i że przy wadze 40 kg nic nie działa prawidłowo i nie da się funkcjonować normalnie. Pomyśl o przyszłości, jak wyobrażasz sobie siebie za parę lat? Jako szczęśliwą, normalnie wyglądającą kobietę z krągłościami, kochającym mężem i dziećmi czy jako smutny, wiecznie przygnębiony wieszak?
    Proszę, spróbuj się przełamać. Wstań, zrób owsiankę z 5 kopiastych łyżek płatków i wpakuj do niej wszystko, na co masz ochotę. Potem dorwij masło orzechowe, a na obiad zjedz coś na prawdę wypasionego (i nie dietetycznego). Nie bój się, bo nie ma czego. Ciesz się jedzeniem. Przestań się ograniczać, a kalorie wywal z głowy. Nie myśl, czy to, co jesz jest zdrowe, czy może jednak nie. Ludzkiemu organizmowi potrzebne jest wszystko. Wiem, że przełamanie się jest bardzo trudne. Nie będzie łatwo. Ale wiesz co? Ja nie słuchałam. Chciałam żyć i wiedziałam, że bez jedzenia jest to niemożliwe i głodzenie się na dłuższą metę nic mi nie daje. Głupie cyferki, które przecież NIC NIE ZNACZĄ. Pomyśl też o Twoich bliskich, rodzinie-czy nie chcesz wyzdrowieć chociażby dla nich?
    Piszę Ci to, ponieważ bardzo Cię polubiłam i na prawdę zależy mi, abyś zupełnie pozbyła się natrętnych myśli. Nie odbierz mojego komentarza jako atak czy coś-po prostu chcę Ci pomóc. Mam nadzieję, że chociaż trochę mi się to udało..Trzymaj się,
    Twoja czytelniczka

    ReplyDelete
    Replies
    1. Droga Czytelniczko,
      przede wszystkim gratuluję ci wygranej walki z chorobą. Cieszę się, że Ci się udało i życzę, żebyś już nigdy nie musiała zmagać się z tym problemem.
      Wiem, o czym mówisz; choć moja waga jest niska, nie jestem szczęśliwa. I też czuję się samotna; choć dookoła jest tak wielu ludzi, ja wciąż jestem sama. Sama psychicznie, bo choć fizycznie są koło mnie przyjaciele i rodzina, to nikt nie rozumie tego, co czuję i myślę. Nie dziwię się temu, bo ciężko to zrozumieć. Sama do końca tego nie ogarniam. Jestem rozdarta, bo chcę pomocy, ale próbuję sobie wmówić, że jej nie potrzebuję. Odpycham innych, bo boję się, że ich zranię. Często denerwuję się na rodzinę, choć tego nie chcę. Wyładowuje na wszystkich moją frustrację, którą powoduje natłok negatywnych emocji wewnątrz mnie.
      Bo choć jem normalnie i lubię to robić, to wciąż wypełnia mnie złość, poczucie winy, wstyd i cierpka satysfakcja. Brak ćwiczeń to coś, do czego nie chcę dopuścić, jestem wtedy na sobie zawiedziona. Czasem wydaje mi się, że to przez samotność nie mogę się pozbyć złej przyjaciółki Any, bo boję się, że bez nej będę jak inne, normalne dziewczyny... A dla mnie normalność oznacza normalną wagę, która wiąże się z wagą za dużą- bo od wagi prawidłowej jest bliżej do nadwagi niż od niedowagi.
      Zdaję sobie sprawę, że to jest głupie. Chcę pomagać innym, a nie mogę sobie. Kiedy spotykam dziewczynę chorą, to zaczynam jej zazdrościć- tego, że ona może jeść i je mniej ode mnie. Dlatego staram się obracać w towarzystwie dziewczyn wyleczonych- wiem, to strasznie samolubne.
      Moim marzeniem i jednocześnie wizją przyszłości jest dom, mąż i dzieci. Szczęśliwa rodzina. Kocham gotować, ale chcę to robić dla moich dzieci i ukochanego, nie dla siebie. Nie wyobrażam sobie innego życia, niż takie z gromadką pociech. Dlatego chcę mieć okres. Boję się jednak, że wiąże się to z przytyciem. O ile nie mam nic przeciwko, aby nabrać kobiecych kształtów, o tyle nie wiem, czy poradzę sobie z tym psychicznie. Boję się, że spotęgowałoby to te negatywne emocje i nie dałabym rady poradzić sobie... sama ze sobą.
      Nie chcę o tym głośno mówić, nie lubię tego, bo wtedy przyznaję przed całym światem, że TAK, MAM PROBLEM. Najbardziej boli mnie to, że martwi się przez to moja rodzina. A to potęguje niechęć do siebie- jestem taka wściekła i pełna żalu, że ranię tych, których kocham. Dlatego uciekam do ćwiczeń i gotowania. Wtedy staram się być sama, nawet od siebie się odcinam. Nie myślę, po prostu poświęcam się mojej pasji. Wtedy wiem, że nikogo nie zranię.
      Cyferki na wadze, kalorie, rozmiar spodni- na tle całego życia to naprawdę nic nie znaczy. Zdaję sobie z tego sprawę. Nie warto tracić młodości, marnować sobie życia na coś tak nietrwałego jak wygląd.

      Dlaczego więc ja nie potrafię przestać...? Sama szukam odpowiedzi na to pytanie.

      Delete
    2. Hmm... Od razu powiem Ci tak. Okres i uregulowanie spraw hormonalnych=przytycie. Nie ma innej możliwości. Nie ma opcji, żeby przy tak małej wadze miesiączka pojawiła się sama, bo aby ciało kobiety funkcjonowało dobrze, potrzebny jest tłuszcz. Ja sama mam jeszcze z tym problem, mimo że minęło już dużo czasu. Niestety, leczenie hormonalne jest tu niezastąpione.
      Najlepszym sposobem na pokonanie tych wszystkich złych myśli jest po prostu odcięcie się od nich. Jak już mówiłam wcześniej, staraj się nie myśleć o cyferkach. Mówisz, że chcesz wyzdrowieć-ale gadaniem nic tu nie wskórasz. Trzeba raczej robić niż mówić, bo od gadania nic się nie zmieni. Odwlekanie sprawy też nic nie da. Z tym trzeba się zmierzyć jak najszybciej.
      Z jednej strony chcesz zmian, z drugiej strony się boisz. Nie ma się czego bać. To Twoje życie i Ty nim kierujesz. Chcesz je przeżyć z anoreksją przy boku? Nie wydaje mi się.
      Nie chcesz być jak inne dziewczyny... Ale spójrz, czy one nie są szczęśliwsze? Uwierz mi, SĄ. Czerpią z życia garściami, bo ich głowa jest wolna od sprzecznych myśli. A Ty POTRZEBUJESZ POMOCY. Nie bój się tego przyznać, to nie jest powód do wstydu, bo każdy ma jakieś problemy. Chodzisz na jakąś terapię? Bardzo pomaga.
      Postaraj się postawić na pierwszym miejscu rodzinę, przyjaciół i szkołę, a dopiero później jedzenie. Ono nie da Ci szczęścia. Je się, aby żyć, a nie żyje, żeby jeść.
      Wracając jeszcze do Twojego ciała. Nie można całe życie ważyć 40kg, to jest po prostu nierealne. Anoreksja siedzi w głowie, ale również niszczy ciało i prowadzi do samozagłady. Powiem Ci szczerze, że tylko wydaje Ci się, że jesz normalnie, bo (patrząc jako osoba trzecia) twoje porcje są maleńkie. Poza tym dobrze wiem, że wraz z dostarczaniem sobie większej ilości energii, zupełnie zmienia się sposób myślenia. Jedz więcej. Dla rodziny, znajomych, przyjaciół, dla mnie, a przede wszystkim DLA SIEBIE. Ratuj się, proszę!
      Pozdrawiam Cię gorąco!
      czytelniczka

      Delete
  6. Ja nie lubie pobierania krwi, bo u mnie zawsze jest z tym problem, gdyz mam bardzo cienki zyly ktore uciekaja
    Ale takim sniadaniem nie pogardzilabym, bo uwielbiam zarowno twarozek z miodem jak i wiejski
    Nie martw sie twoje wyniki napewno beda dobre :-) . I twoj usmiech wlasnie to pokazuje

    ReplyDelete
  7. Ooo tak, ja też bez porannej kawy słabo funkcjonuję. Narobiłaś mi ochoty na serek wiejski! ;)
    Ja właśnie na pobieraniu pod żadnym pozorem nie mogę patrzeć na igłę, pielęgniarkę itp. Raz się napatrzyłam i... zemdlałam. Nie odrzuca mnie widok krwi, tylko tych wszystkich szpitalnych urządzeń... Aaa, już mi się słabo robię, jak o tym myślę...
    Ale cudowny, optymistyczny uśmiech! Dzięki, przekazałaś mi trochę pozytywnego nastawienia dziś! :) (Uśmiecham się do Ciebie!)

    ReplyDelete
    Replies
    1. To ja uśmiecham się do Ciebie uśmiechającej się do mnie :D

      Delete
  8. Słuchaj, będzie dobrze ale tylko jeśli będziesz więcej jeść. Nie chcę powtarzać tego do znudzenia, ale taka jest prawda. Jeśli nie zwiększysz swoich porcji to nici ze zdrowia. Piszę to jako osoba, która zmagała się z choroba przez prawie trzy lata, dlatego proszę - weź sobie to do serca.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Wiem, naprawdę staram się. Gotując próbuję podjadać, bo łatwiej mi zjeść więcej kiedy nie mam wypakowanego po brzegi talerza. Jednak to nie jest problem z jedzeniem, bo jeść naprawdę lubię ( czasem myślę, że aż za bardzo!), tylko wiąże się on z lękiem o przytycie..

      Delete
  9. Wycwaniłaś się z tą kawą. Nigdy o tym nie pomyślałam :) Nie lubię pobierania krwi. Z tego względu, że mam 'migrujące żyły' zawsze uciekają. Pielęgniarka musi zrobić kilka wkłuć. Każde zmienia się potem w sporego krwiaka.
    Miłego piątku! :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Kiedy w grę wchodzi kawa, trzeba porzucić stereotypowe myślenie o kubku wypitym pod kocykiem, czasem trzeba wypić ją z termosu, chodząc po sklepie :) Taka też jednak cieszy.
      Ja zawsze mam wszystkie żyły na wierzchu; poważnie, często muszę zakładać bluzę bo nie mogę znieść ich widoku. A dziś, jak na złość, wszystkie postanowiły się schować.
      Tobie też miłego :)

      Delete
    2. Generalnie nie pijam kawy. Ale herbatę litrami! Albo nawet hektolitrami. Sama mam taki kubek. Zawsze w pracy sobie parzyłam i, aż lepiej się pracowało. W każdej chwili można było sobie łyczka zrobić. Tym bardziej, że w biurze nie można było pić napoi z otwartych kubków, szklanek, pojemników. Żeby sprzętów nie daj Boże nie zalać i nie uszkodzić :)
      Nawet żyły były przeciwko Tobie!!!

      Delete
  10. Podoba mi się Twój kubek!
    Pozdrawiam ;-)

    zabawa-moda.blogspot.com

    ReplyDelete
  11. Ale jesteś śliczna! :D
    Super, że zadbałaś o posiłek poza domem :)

    ReplyDelete
  12. Czasem trzeba. Chociaż nie zazdroszczę. Dałaś radę a to najważniejsze ;-)

    ReplyDelete